Z cyklu: SYLWETKI ATLETÓW. DAWNE SŁAWY ARENY. Z SILNYCH NAJSILNIEJSI
W gronie ludzi najsilniejszych nie sposób nie wymienić najlepszego polskiego zapaśnika Stanisława Zbyszka Cyganiewicza. Przeszło pół wieku temu (artykuł z 1959 roku – przyp. J.W.) przez szereg lat rozsławiał na ringach świata siłę polskich mięśni. Odnosił wspaniałe zwycięstwa, kładąc na łopatki najsilniejszych przeciwników. Zdobywał cenne nagrody i najwyższe tytuły, nie wyłączając tytułu mistrza świata. Był również zdobywcą pasa brylantowego.
Nie małe zasługi położył na polu propagandy zapaśnictwa i kultu siły, która kiedyś w Polsce była w wysokiej cenie. Kult ten próbowało wśród młodzieży odrodzić wielu światłych ludzi, między innymi Henryk Sienkiewicz. Zbyszko z Bogdańca, to protoplasta Cyganiewicza…
O początkach swojej kariery Cyganiewicz opowiada w książce pt. „Na ringach świata”, wydanej w 1938 roku.
Urodziłem się w Jodłowej pod Krakowem w 1881 roku. Ojciec mój był leśniczym, toteż od najmłodszych lat uczyłem się żyć z naturą. Las ze swoim balsamicznym, ożywczym powietrzem był mi kolebką, był pierwszym towarzyszem mych dziecięcych zabaw.
Nauki pobierałem, początkowo w Pilźnie. Czas wolny od nauki spędzałem na powietrzu, uprawiając wszystkie dostępne wówczas sporty. Rozwój fizyczny szedł u mnie w parze z rozwojem umysłowym. W Stanisławowie, gdzie uczęszczałem do gimnazjum spotkałem człowieka, który wywarł na decydujący wpływ na moje życie. Był nim Włodzimierz Świątkiewicz. Wciągnął mnie do Sokoła i zapoznał z prawidłowym treningiem. Wkrótce zorientowałem się, że gimnastyka, pływanie, szermierka długo i krótkodystansowe biegi wpływają znakomicie na rozwój fizyczny. Im tez zawdzięczam w znacznej mierze wspaniały rozwój mięśni.
W 1896 r. (miałem wówczas 15 lat) postanowiłem wyzyskać swoje siły i umiejętność, jako zawodowy atleta. Objeżdżałem cyrki prowincjonalne, do których walki francuskie ściągały codziennie tysiące widzów. Występujących w nich atleci nie spodziewając się spotkać groźnego przeciwnika, rzucali z areny wyzwanie:
- No, kto się zgodzi? Przyjmuję walkę o zakład pieniężny. Stawałem do walki i kładłem każdego po kolei. Zarobkowe w ten sposób pieniądze obracałem na opłacenie dalszych studiów.
ROK 1901
W Krakowie gruchnęła wieść: mistrz Pytlasiński zawitał do podwawelskiego grodu i bierze udział w turnieju: - Podeszłem do niego i zaprezentowałem swoje bicepsy. „Pytlas” w mig ocenił moją fizyczną wartość i otworzył przede mną horyzonty świetnej kariery zapaśniczej. Po treningu pojechałem na turniej do Charlottenburga. Z początku odniosłem kilka zwycięstw, toteż myślałem, że kariera stoi przede mną otworem. Jakże szybko miałem się rozczarować…
Stanąłem do walki z Beaukcerois, jednym z najgroźniejszych wówczas zapaśników, od szeregu lat cieszącego się zasłużoną sławą. Pierwszy chwyty poszły znakomicie. Walczyłem jak lew. Grała we mnie młoda krew i ambicja. Lecz po chwili zorientowałem się, że coś się dzieje niedobrego. Ręce zaczęły trafiać w próżnie, a bolesne chwyty przeciwnika, stawały się coraz bardziej skuteczne. Po kilku minutach leżałem na ziemi z kolanem wybitym ze stawu. Uznałem to za koniec mej kariery zapaśniczej. Wróciłem do Krakowa, zdałem maturę. Kolano goiło się prędko i znów zacząłem marzyć o karierze atlety.
Z jakąż radością powitałem telegram mistrza Pytlasińskiego, który zaproponował mi wyjazd na tournee po cyrkach. Treningi z Pytlasińskim posuwały się szybko naprzód, toteż z dnia na dzień mistrz miał ze mną coraz więcej roboty…
Niebawem postanowiłem zapisać się do wiedeńskiej „Bodenkulture” i osiadłem nad Dunajem.
NA DRODZE DO ŚWIATOWEJ KARIERY
W owym czasie sport atletyczny w Wiedniu był u szczytu swego rozwoju, a jego najsławniejszy przedstawiciel, niejaki Tomasievicz, któremu nikt w walce nie mógł sprostać, zaproponował mi spotkanie, co z radością przyjąłem.
Walka była ciężka. Olbrzymi Kroat nacierał ostro. Kilka razy znalazłem się w poważnym niebezpieczeństwie. Ambicja jednak wzięła górę. Zaciskałem zęby i zmuszając się do najwyższego wysiłku woli, w 17 minucie walki rzuciłem groźnego przeciwnika na łopatki. Spotkanie rewanżowe przyniosło mi jeszcze większy triumf: już po 4 minutach Tomaszevicz leżał na dywanie..
Te dwa spotkania wywołały w Wiedniu olbrzymia sensację. Nazajutrz wszystkie tygodniki zamieściły moją podobiznę, a przejeżdżający przez Wiedeń znakomity zapaśnik bawarski Hitzler zaproponował mi wyjazd na wielki międzynarodowy turniej do Bukaresztu.
(Dokończenie nastąpi)
Od JWIP.PL: Artykuł z 1959 r., z materiałów Stanisława Zakrzewskiego, przygotował J.W. w grudniu 2011 r.
O Cyganiewiczu na naszej stronie są jeszcze następujące artykuły: „Stanisław Zbyszko Cyganiewicz”, dwie części ( zob. w dziale „Sylwetki”), „Boks. Chmielewskiego pierwszy tytuł w Ameryce” (zob. w . „Różne”).
Rej.462./Sylwetki - 33/2011.12.05/JWIP.PL
Aktualizacja:2012.01.07 godz. 17:45
|