Autor: Aleksander Biełow, tłumaczenie: Zanna Survila
CIĄG DALSZY
Boris Miszatin, dziennikarz
Padał zagraniczny śnieg…
„Ateusz”? Dla mnie to wcielenie siły. Tylko nie w sensie mocy greckiego mitologicznego herosa, historii, nawet nie symbolu piękna, ale przykład uporu, bardzo wielkiej siły, niezłomności, nieugiętości przewodniczącego tego klubu Jewgienija Kołtuna.
Byłem świadkiem tego, gdy on tylko zaczynał swoje dzieło, jak gnębiły go nasze partyjne władze, za jednym wyjątkiem. Wspierał Jewgienija drugi sekretarz komitetu partii obwodu Gienadij Szmal. Dobrze zbudowany, wiedział on, czym jest wychowanie fizyczne.
Jewgienij musiał przezwyciężyć ogromną ilość przeszkód. W tym człowieku jest tyle wewnętrznej siły, że dorównuje on herosowi, imieniem którego nazwał swój klub.
Chciałbym jeszcze dodać, że „Ateusz” dla mnie – wcielenie wspaniałego, współczesnego menedżerstwa. Wszystko, co organizuje Kołtun – idealny przykład organizacji sportowych imprez na dużą skalę.
Anatilij Turincew, dziennikarz
Na październikowej demonstracji 1967 roku w kolumnie sportowców grupa muskularnych anteuszowców szła osobno, niosąc własny transparent. Mocni chłopcy na plecach dźwigali okrągłą drewniana tarczę, z dwoma młodymi atletami, którzy zamarli w pozach greckich bogów. Wszyscy ubrani byli tylko w krótkie spodenki. Anteuszowcy kroczyli wśród oklasków i aprobującego gwizdania przechodniów. Na plecy „tytanów” opadał puszysty śnieg.
I pierwszy sekretarz komitetu obwodu Boris Szczerbin, zachwycony, wprost z trybuny, przekrzykując tłum wołał do Georgija Szmala:
- Ten sport w naszym obwodzie powinno uprawiać… dziesięć tysięcy osób!
Jednak z sali sportowej Tiumeńskiego Uniwersytetu Przemysłowego kulturystów wygoniono. Przez dłuższy czas ćwiczyli w różnych miejscach. Zadomowili się pod schodami sali sportowej uniwersytetu. I dopiero w 1972 roku atleci, za pozwoleniem przewodniczącego komsomolsko- młodzieżowego trustu „ Tiumieńgazmontaż” (Тюменьгазмонтаж) Igora Szarapowa przenieśli się do sławnej piwnicy przy ulicy Odeskiej, gdzie Kołtun z klubem przeżył na 50 metrach kwadratowych… 18 lat!
Nikt nie liczył, ilu ich było, chłopaków i dziewczyn oderwanych przez salę sportową od ulic i bram. Było ich wielu. Wiele tysięcy. Poborowi do „Ateusza” szli tłumnie. Muskularnych chłopców chętnie brano do wojsk elitarnych. Na listy z podziękowaniami od komandosów wojskowych Kołtun miał osobną skrzynię. W popularnym moskiewskim dzienniku ukazał się artykuł, napisany przez Kołtuna i W. Siemionowa – „Atletyzm istnieje i na Syberii”. W końcu lat 70. w Tłumieni odbyły się dwa ogólnoradzieckie konkursy atletyzmu. Bilety na turniej 1968 roku w Pałacu Pionierów pytano już przed kilkoma kwartałami, a na odbywający się w okręgowej Filharmonii turniej 1969 roku komitet obwodu Ogólnoradzieckiego Leninowskiego Komunistycznego Związku Młodzieżowego (ВЛКСМ) wysprzedał bilety już tylko na zamówienia organizacji komsomolskich.
W tamtych czasach niewysocy i szczupli, jak na nasze czasy atleci rywalizowali w kategoriach wzrostowych. Kołtun został zwycięzcą obu tiumeńskich turniejów. Jego dziecię, klub „Ateusz”, był faworytem.
Pożółkłe wycinki z gazet sprzed 40 laty wiernie chronią przeszłość. Artykuły o „Ateuszu” Kołtun pielęgnuje akuratnie i tkliwie. W osobnej teczce są też zebrane i małe wzmianki, i obszerne, na całą stronę, felietony. Nagłówki są wzruszające i szczere, w duchu tamtych czasów: „Optymiści z Ateusza”, „Spijcie spokojnie, starożytni Grecy”… W nich, jak na fotografiach z młodości, czytamy o upartym charakterze Jewgienija Kołtuna. Entuzjasty żelaznego sportu, pokutnika i mentora. Sam on mówi o sobie – chyba jestem trenerem z powołania.
Tak szlachetny stosunek do pracy w naszych kapitalistycznych czasach jest rzadkością. Nie każdy będzie chciał obijać progi instytucji i biur bogatych sponsorów, żeby dostarczyć jedzenia i sprzętu dla swoich sportowców, pojechać z nimi na turniej. Ta odwaga pochodzi z czasów, kiedy owładnięci czymś dziwacy tworzyli organizacje charytatywne, rozdawali honorowe ordery, żeby konstruować latające maszyny, pomagać bezdomnym lub otwierać sale sportowe. W latach 70. miłośnicy żelaznego sportu nie mieli niczego. Brakowało prac z metodyki – tłumaczono artykuły z zagranicznych magazynów. Sam Kołtun, syn pedagoga- językoznawcy tłumaczył z angielskiego. Atletom brakowało dodatkowego żywienia – zastępowano je kaszami, gotowanymi jajami, serem i mięsem. Dodatek pokarmowy dla dzieci „Empit” z wysoką zawartością białka, marzenie każdego z ówczesnych atletów, jak i wszystko inne w państwie, był deficytem.
W „Ateuszu” wtedy tylko mówiono o listach z Ameryki. Do Tłumieni dotarł list od pierwszego zwycięscy konkursu „Mistrz Olimpia” Larry Scotta, i od samego Arnolda Schwarzeneggera. Przyszły Terminator przesłał na Syberię foldery i własne notatki z treningów. A następnie nadeszło nieszczęście…
Korespondencja z Zachodem nie wyszła „Ateuszowi” na dobre. Na otwartych Mistrzostwach Ukrainy w 1973 roku jakiś dziennikarz zrobił grupie anteuszowców zdjęcie i przesłał je, nie wiadomo, w jaki sposób, za żelazną kurtynę. Zdjęcie opublikowano w jednym z zagranicznych sportowych biuletynów. Z komentarzem – „Z wyrazami wdzięczności dla Pana Kołtuna za rozwijanie kulturyzmu na Syberii”.
Burza rozpętała się natychmiast. Wśród pamiętnych wycinków w sławetnej teczce Kołtuna, niczym zgniłe jabłko w koszu, pozostałe stare partyjne postanowienie „O niektórych faktach nieprawidłowego rozwoju ćwiczeń fizycznych i sportu”. Kulturystykę zaczęto prześladować. Dołączyła się prasa. W głównym sportowym dzienniku państwa – Radziecki Sport – ukazał się artykuł z zabójczym wręcz nagłówkiem – Złamanie. Body building i wszystko, co się z nim wiąże, w tym artykule zostało ocenione bardzo negatywnie, jakoby w tym sporcie nie ma niczego wspólnego z radzieckim systemem wychowania fizycznego.
W czyjejś złej pamięci pozostał obraz – płynący nad tłumem demonstrujących młodzi atleci w otoczeniu roju śnieżynek. A jednak było w tym coś wyzywającego, sprzecznego z ustrojem kolektywnego szczęścia!
Następnie ruszyła reakcja łańcuchowa. Kołtuna zaocznie, bez świadków krytykowano na zebraniu komitetu partyjnego obwodu. Osobiście nie odważono się go krytykować. Bano się, że „ten trener wszystkich przekona do własnych racji”…
Rektor uniwersytetu, gdzie wtedy Jewgienij Kołtun pracował w zakładzie wychowania fizycznego specjalnie nie krytykował pracownika. Doradził uważać z korespondencją osobistą. Klub uratował po raz kolejny, jego ojciec chrzestny, Gienadij Szmal, pełniący funkcję drugiego sekretarza komitetu obwodu Radzieckiej Partii Komunistycznej (КПСС). On jednym postanowieniem zatrzymał bezwzględnych wykonawców czyjejś woli, którzy już opieczętowali drzwi klubu i ktoś wspaniałomyślny wpadł na pomysł otworzenia w sali treningowej sekcji szachów. Kołtun odmówił oddania kluczy. Pod petycją w obronie „Ateusza” zebrano koło dwustu podpisów. Lawiną zaczęły nadchodzić listy do organów partyjnych. Pisali je rodzice uczniów- sportowców i studentów, także sami kulturyści. Klub udało się obronić. Następnie Eugeniusza zaproszono do oddziału propagandy komitetu partii obwodu, i przeproszono. Powiedziano, że „nie uwzględniono interesów członków klubu”.
„Ateusz” stał się odkryciem w naszym omszałym socjalistycznym życiu. Jak jeszcze mogłabym powiedzieć? To wszystko było wtedy zabronione. Jewgienij Sidorowicz – to przykład stoickiej wierności własnemu dziełu. Rozpocząwszy od jakichś niezrozumiałych stanowisk przy Okręgu Mieszkaniowo- Użytkowym (ЖЭУ) i Okręgu Domowo- Użytkowym (ДЭУ) on przez 40 lat kroczy tą samą drogą. I doszedł na szczyt Olimpu. Gdyby body building i jego rodzaje byłyby dyscyplinami olimpijskimi, on wychowałby i Mistrzów Olimpijskich.
Jekatierina Konowałow – wicedyrektor Dziecięcej Szkoły Sportowej, weteran sportu:
Pokój Wam, Moi Przyjaciele
Kiedyś, gdy byłem jeszcze uczniem szkoły, w bibliotece natknąłem się na magazyn z artykułem o body buildingu i opisem zestawu ćwiczeń. Kartkę potajemnie wydarłem i zacząłem ćwiczyć w domu. Następnie w naszym podwórku powstał nieduży klub. Potem przyszedłem do Jewgienija Sidorowicza, do tej sławetnej piwnicy przy Odeskiej. Kazał mi się rozebrać, spojrzał na mnie i powiedział – Koniec chłopcze, będziemy szykowali się do zawodów… W 1994 roku na Pucharze Rosji wśród juniorów w Krasnojarsku zająłem 2 miejsce. Byłem srebrnym medalistą Okręgowych mistrzostw. Sport, nastawiony na rezultat, hartuje i charakter, i ciało. Tak nam mówił Eugeniusz Sidorowicz. To teraz przekazuję swoim uczniom./Styczeń 2008 r./.
CDN.
Rej.660/Sylwetki -57/2012.12.02/ JWIP.PL
Aktualizacja: 2012.12.02, godz.09:50
|